www.mariusztravel.com logo



HONDURAS

UTILA - NAJTAŃSZE NA ŚWIECIE MIEJSCE DO NAUKI NURKOWANIA (listopad 2006)  zdjęcia

Wielu podróżników odwiedzających Honduras "zalicza" piękne wyspy Islas de la Bahia. Utila jest jedną z nich. Słynie z tego, że jest jednym z najtańszych na świecie miejsc do nauki nurkowania. Szybką, dużą motorówką płynąłem tam ponad godzinę. Słońce było już nisko, co nadawało wodzie i niebu pięknych kolorów. Siedziałem wraz z kilkoma innymi na przodzie motorówki rozbijającej fale i przyglądałem się wyspie rosnącej z minuty na minutę. Byłem gotowy na następną przygodę.

Nurkowanie jest przeciwieństwem tego co lubię, czyli gór. Jednak trzeba spróbować różnych sportów, więc wykupiłem kurs nurkowania "Open Water". Zaczęło się od czytania książki i oglądania filmu. Następnie nurkowanie w płytkiej wodzie, ucząc się podstawowych umiejętności. W końcu "normalne" nurkowanie, gdzie mogłem praktykować te umiejętności. Nawet się nie obejrzałem, a już było po wszystkim. W sumie zszedłem pod wodę 6 razy, po czym napisałem egzamin, 50 pytań, 1 błąd. I koniec. Wtedy zdecydowałem się na kurs zaawansowany. Tego samego wieczora popłynęliśmy nurkować w ciemności. To było coś zupełnie nowego i ekscytującego. Po drodze świecił nam pełny Księżyc. Przygotowaliśmy sprzęt i jeden po drugim wskoczyliśmy do wody czarnej niczym smoła. Zejście pod wodę w ciemności było trochę straszne. Po kilku metrach włączyliśmy latarki i wkrótce byliśmy na samym dnie, 20 metrów pod powierzchnią. Nocne nurkowanie ma ta zaletę, że pozwala podziwiać prawdziwe kolory rafy. Woda filtruje kolor czerwony jak pierwszy, więc na głębokości wszystko jest ciemne i niebieskawe. Natomiast w świetle latarki rafa eksplodowała żywym, czerwonym kolorem. Coś wspaniałego! Wpływaliśmy w wąskie przesmyki, kaniony i do jaskini, wszystko uformowane przez korale. Wyglądały one jak skały w górach, z tą jednak różnicą, że woda pozwala zawisnąć nad "przepaścią". Szybować bez wysiłku jak kondor nad skalistymi Andami w Peru. To jest niesamowite uczucie.

Następnego dnia popłynęliśmy na północ od wyspy. Rafa jest tam równie piękna jak na południu. W ramach kursu spędziliśmy pół godziny identyfikując różne formy podwodnego życia, od korali do ryb i krabów. Nie zobaczyłem niczego nowego, dowiedziałem się, co dokładnie zobaczyłem. Uświadomiłem sobie jak bardzo różnorodne jest życie rafy koralowej. Wcześniej ryby dzieliłem na małe i duże, oraz na te kolorowe i zwykle. Nie wiedziałem za bardzo, co jest niebezpieczne. Z drugiej strony, choć wiedziałem że "to czarne kolczaste", czyli jeż morski, może oparzyć, i tak wsadziłem rękę tam gdzie nie trzeba podczas nurkowania we wraku. Poczułem ostry ból w kciuku, zaświeciłem latarką i zrozumiałem mój błąd. Następna cenna lekcja! Pomimo tego wrak był po prostu wspaniały. Zeszliśmy do głębokości 30 metrów, co było moim rekordem. Haliburton został zatopiony w 1998 roku specjalnie, aby stworzyć wrak dla płetwonurków. Powstał przy tym zupełnie nowy ekosystem. Nurkowanie we wraku było trudniejsze niż przypuszczałem. Nie jest łatwo wpływać przez wąskie drzwi i okna, jak się okazało. Przy pierwszym podejściu zahaczyłem butlą, potem już uważałem. Potrzeba dużo praktyki żeby swobodnie kontrolować kierunek i głębokość bez użycia rąk. Wrak Haliburtona był niezłym wyzwaniem.

Ostatniego dnia pobytu popłynęliśmy nurkować do Black Hills, określanych przez wiele osób jako najpiękniejsze miejsce w okolicy Utila. Jest to podwodna góra uformowana przez korale, gdzie znajdują schronienie tysiące ryb. Niezapomnianych wrażeń dostarczyła mi ławica niebieskich, 10 centymetrowych rybek, pływających jakby nas w ogóle nie było. Umyślnie wpływałem im w drogę, a one przepływały mi przed sama twarzą, jedna za drugą, a była ich co najmniej setka! Czułem się jakbym był zanurzony w ogromnym akwarium gdzie, najpiękniejsze kolory i kształty jakie natura ma do zaoferowania znalazły się na wyciągniecie ręki. Niestety nurkowanie nie jest tanim sportem i musiałem wracać do rzeczywistości.

Cały następny dzień zajęło mi dotarcie do granicy z Gwatemalą. Drogi są dość dobre, ale kraj górzysty, a większość autobusów nadaje się tylko do muzeum. W każdym, oprócz kierowcy, pracuje jeszcze facet sprzedający bilety. Ma także za zadanie wypełnić autobus pasażerami. Zatrzymywaliśmy się w wielu punktach miasta, a on wyskakiwał i namawiał ludzi do wsiadania. Obejmował swoje ofiary, coś im tłumaczył i prowadził w stronę drzwi, po czy biegł dalej namawiać. Na twarzach ofiar najczęściej malowało się powątpiewanie, ale wsiadały. Kiedy spytałem, czy ten autobus jedzie do Agua Caliente, zapewniał, że tak. Przy kupnie biletu okazało się, że muszę się przesiąść. Kiedy zatrzymywaliśmy się po drodze, do autobusu wsiadało nieraz ponad 10 osób sprzedających co się tylko da, od jedzenia do długopisów. Od 8 letnich dzieci do 70 letnich babci. Doceniam to, że uczciwie zarabiają na skromne życie, choć nieraz bywają trochę natrętni.

Następnego ranka przekroczyłem granicę i znów byłem w Gwatemali. 6 tygodni później znów znalazłem się w Hondurasie. Ze względu na kończącą się wizę nie miałem dużo czasu, więc zatrzymałem się tylko w miasteczku Marcala oraz w stolicy, Tegucigalpa. Marcala jest położona w górach porośniętych lasem iglastym. Wiele krajów tego regionu zaczyna dbać o lasy, które znikają na skutek wycinania drzew na opał. Do tego stopnia, ze rejestracje samochodów w Hondurasie noszą napis "dbajmy o nasze lasy". Marcala okazała się być przyjemnym miastem. Byłem tam jedynym obcokrajowcem, co zawsze mi się podoba. Co do Tegucigalpa, nie miałem żadnych oczekiwań. Podobnie jak inne stolice Ameryki Centralnej, jest miastem brudnym i nieciekawym. Musiałem jednak sam się przekonać i dlatego zostałem na jedną noc. Pojechałem do centrum, ale już po godzinie wróciłem, bo nie znalazłem tam nic interesującego.