CZARNOGÓRA, czyli
kraj tuneli
KOTOR, STARY BAR I KANION TARA (wrzesień 2008)
zdjęcia
W 2006 roku
mieszkańcy Czarnogóry w referendum
zdecydowali o odłączeniu od Serbii i w ten sposób powstało
kolejne państwo na mapie Europy. Jak sama nazwa mówi, jest
to kraj bardzo górzysty (najwyższy szczyt Bobotov 2522m).
Już pierwszego dnia naliczyliśmy około 40 tuneli. Od samej granicy z
Serbią towarzyszyły nam przepiękne widoki, z kulminacją na drodze
Centije - Kotor. Wąska droga wiła się pośród białych skał i
kolorowych krzewów, z widokami na głębokie doliny i
otaczające je strome góry. Kiedy wydawało się, że już nic
nas nie zaskoczy, wyłoniła się Zatoka Kotorska i słowo "piękny widok"
osiągnęło inny wymiar. Zatrzymałem się na pierwszym parkingu, choć był
pełen samochodów i ludzie nie chcieli zejść z drogi.
Wcisnąłem się jakoś i usłyszałem "Paliaki prijechali!" Co u licha?
Okazało się, że to ekipa kaskaderów filmuje scenę do
rosyjskiego tasiemca! Jeden z nich bardzo dobrze mówił po
polsku więc nam wszystko objaśnił. A słowa "Paliaki prijechali" stały
się mottem naszej podróży.
Kotor
To małe miasteczko wciśnięte pomiędzy jęzor najgłębszego fiordu w
południowej Europie, a otaczające go strome góry nie ma
sobie
równych. Wspomnę tylko, że Zatoka Kotorska nazywana jest
fiordem, choć nie została wyżłobiona przez lodowiec i fiordem nie jest
w ścisłym słowa tego znaczeniu. Stare Miasto ma niepowtarzalny
urok, a spacer po wąskich, brukowanych uliczkach zamkniętych dla
samochodów to jakby podróż do innego świata. Nie
dziw, że Kotor był największym skupiskiem turystów jaki
napotkaliśmy w czasie podróży. Cała okolica podporządkowana
jest turystyce i cieszyliśmy się, że był już koniec września i nie
musieliśmy się martwić na przykład o znalezienie noclegu. Co innego
Budva, gdzie właśnie następnego dnia miał się odbyć koncert Madonny.
Aby uniknąć tłumów, pojechaliśmy dalej.
Sveti Štefan i Stary Bar
Za Budvą droga prowadziła wzdłuż skalistego wybrzeża
usianego małymi plażami. Gdybym tylko mógł, zatrzymywałbym
się na zdjęcie za każdym zakrętem, choć pochmurny i chłodny dzień nie
zachęcał do wysiadania z samochodu. Jechaliśmy na południe w
poszukiwaniu słońca. Leżący na zgrabnym cyplu Sveti Štefan
jest jedną z głównych atrakcji Czarnogóry i
byłoby grzechem nie zatrzymać się tam choćby na godzinkę. Niestety
wejście do "miasta" na cyplu było zamknięte, ale za to spacer po
wybrzeżu urozmaicało jedzenie fig prosto z drzewa.
Spróbowaliśmy też oliwek, ale jedno ugryzienie oduczyło mnie
jedzenia tego paskudztwa raz na zawsze!
Następnym punktem programu było zwiedzanie Starego Baru. Ruiny znajdują
się na wzgórzu ponad miastem, a do wejścia prowadzi wąska,
brukowana uliczka. W środku można spędzić cały dzień, jeśli ktoś
interesuje się ruinami, ale nam wystarczyły niecałe 2 godzinki na
obejście całego miejsca. Ruiny kościołów i domów
pochodzą z różnych okresów, najstarsze z XI
wieku. Labirynt jest na tyle duży, że można zabłądzić. Może nie tak na
serio, ale my przez jakieś 10 minut nie mogliśmy trafić do wyjścia. Z
głodu byśmy nie umarli, bo na drzewach rosły pyszne
figi!
Durmitor
Po odwiedzeniu Starego Baru pojechaliśmy prosto do granicy z Albanią.
Nie mogłem się jednak pogodzić z tym, że zła pogoda nie pozwoliła nam
pojechać w Góry Durmitor, o których nasz
przewodnik pisał w samych superatywach. Gdybym miał rozum to nie
myślałbym o powrocie do Czarnogóry,
tylko posłuchałbym Eli, która postulowała trzymanie się
planu i powrót przez Macedonię. Ja natomiast uparłem się na
Czarnogórę, bo strasznie chciałem zobaczyć
Durmitor. Pokrótce było tak: dostałem mandat na 50 euro (i
nie lubię już Czarnogóry) a kiedy dojechaliśmy do Žabljak
pogoda znów się popsuła i w góry w
ogóle nie poszliśmy. Na szczęście udało nam się zobaczyć
kanion Tara (1.3 km, najgłębszy w Europie), kiedy przesłaniające go
chmury
rozpłynęły się na naszych oczach. Staliśmy na skałach spowitych gęstą
mgłą i zastanawialiśmy się czy warto było wogóle wychodzić z
samochodu. Nagle mgła jakby zrzedła a w prześwitach ukazało się dno
kanionu, jakiś kilometr pod nami. Przez następne 2 minuty z
niedowierzaniem patrzeliśmy, jak z chmur wyłania się zielony kanion i
niebieskie niebo. Po raz kolejny cierpliwość została wynagrodzona! W
ciągu następnych 2 dni opuściliśmy malutką, piękną
Czarnogórę i jechaliśmy
przez Serbię do Bułgarii.