www.mariusztravel.com logo



USA 2008

NIESAMOWITY REZERWAT HAVASUPAI ORAZ PARK NARODOWY JOSHUA TREE (maj 2008)   zdjęcia

Zaledwie 30 mil w linii prostej, ale 160 mil najkrótszą drogą od Grand Canyon Village, znajduje się Rezerwat Havasupai (informacje praktyczne znajdziesz na oficjalnej stronie Rezerwatu ). Słynie on z przepięknych wodospadów w pobliżu wioski Supai, zamieszkałej przez 450 Indian Havasupai.  Jest to jedyne plemię w USA którego wszyscy członkowie mówią rodzimym językiem.  Inną ciekawostką jest to, że w Supai znajduje się ostatnia poczta w kraju, do której listy są dowożone przez zwierzęta juczne.  A to dlatego, że nie prowadzi tam żadna droga.  Z parkingu zwanego Hualapai Hilltop trzeba iść 13 km na nogach lub też pojechać na koniu.  Można nawet polecieć helikopterem, ale to opcja dla typowych Amerykanów, a nie dla żądnych przygód Polaków!  A zanosiło się na przygodę od momentu, kiedy postanowiliśmy wejść bez pozwolenia.  Przewodnik nic o tym nie wspominał, ale wprowadzono limit 250 osób dziennie i obowiązek wcześniejszej rejestracji.  Zadzwoniłem, ale następny wolny termin był... za 2 miesiące!  Mieliśmy 3 opcje: zrezygnować (brrrr), pójść do Supai i błagać o litość, lub przejść przez wioskę nocą aby nikt nas nie zobaczył.  Wybraliśmy ten ostatni wariant.

Wyszliśmy o 2 w nocy.  Baliśmy się że już na parkingu ktoś nas zauważy, ale nie.  Przyczepiły się tylko 2 psy, które towarzyszyły nam aż do wodospadów.  W świetle latarek szliśmy zwężającym się kanionem aż do wioski.  Rozwidniało się.  Nic nie mówiąc w stresie szliśmy zakurzonymi uliczkami, mijając domy pilnie strzeżone przez szczekające psy.  Nie da się opisać ile nas to zdrowia kosztowało!  Ale udało się, minęliśmy wioskę niezauważeni i doszliśmy do pierwszego wodospadu o nazwie Navajo.  Była 7 rano, chłodno, cicho i pusto.  Wcześniej widziałem zdjęcia Havasupai, ale to co mieliśmy przed oczami przechodziło ludzkie pojęcie!  To jest prawdziwy Eden w środku pustyni!  Bujna tropikalna roślinność otacza turkusową rzekę spadającą prosto do jeziorka, na dnie którego uformowały się liczne wapienne baseniki.  Jeśli miałbym sobie wyobrazić raj, to właśnie tak.

Krzysiek wyklinał z zachwytu, co chwila powtarzając "o ja pierd..ę" i rozkładając przy tym statyw.  Mi po prostu mowę odjęło.  Spędziliśmy tam ze 2 godziny i zrobiliśmy mnóstwo zdjęć.  Następnie poszliśmy do wodospadu Havasu o wysokości 37 metrów, którego nie mogę nawet opisać ze względu na moje ubogie słownictwo.  Jest to jeden z najbardziej fotografowanych wodospadów świata i bez wątpienia jeden z najpiękniejszych.  Idąc dalej w dół niebieskozielonej rzeki doszliśmy do najwyższego (64m) wodospadu w Havasupai - Mooney Falls.  Nazwa wzięła się od Jamesa Mooney, który w 1882 roku zginął próbując uratować rannego kolegę.  Zejście na dół wodospadu nie należy do łatwych, pomimo łańcuchów, drabiny i nawet tunelu.

Nie śpieszyliśmy się z powrotem do Hualapai Hilltop, bo lepiej poczekać aż palące słońce schowa się gdzieś za horyzontem.  Wracaliśmy tą samą drogą.  W pewnym momencie Krzysiek usłyszał barany.  Beczały gdzieś blisko.  Rozejrzeliśmy się ale po baranach ani śladu!  I wtedy okazało się, że to były zwykłe żaby, tylko echo potęgowało ich skrzek!  A już myślałem że na kolację będzie baraninka.  Po powrocie do samochodu spaliśmy jak zabici.  Należało nam się, w końcu misja zakończyła się (prawie) pełnym sukcesem.  Bo zdjęcia mogły być lepsze...

Kalifornia

Chyba żaden stan nie pobudza wyobraźni tak, jak Kalifornia.  To jest właśnie Golden State, czyli "Złoty Stan".  To tu zawsze świeci słońce, to tu gwiazdy Hollywood leżą całymi dniami w cieniu palm otaczających piękne plaże o białym piasku.  To tu na każdym kroku można spotkać  zgrabne dziewczyny w bikini, które właśnie idą na plażę (po co miałyby pracować, tu jest AMERYKA!)  A figa z makiem!  Jedyne co wyróżnia Hollywood od innych dzielnic Los Angeles to ten sławny napis na wzgórzu.  A co do słońca to rzeczywiście świeci, ale tylko wtedy, kiedy nie ma chmur.  Ale od początku...

Wyruszyliśmy z Hualapai Hilltop i ruszyliśmy w stronę Kalifornii.  Jechaliśmy historyczną drogą Route 66, popularną wśród harleyowców.  Kiedyś tysiące osadników ciągnęło tędy do upragnionej Kaliforni jak do Ziemi Obiecanej.  Zanim powstała kolej, taka podróż zaczynająca się na wschodnim wybrzeżu trwała 4 miesiące!  Niezły wyczyn, biorąc pod uwagę, że pionierzy ciągnęli ze sobą cały dobytek.

Granica Kaliforni była jedynym miejscem w czasie podróży, gdzie każdy samochód musił się zatrzymać do kontroli.  Chodzi o owoce, warzywa, rośliny itp. i zazwyczaj wystarczy ustna deklaracja o ich braku.  Na początek Kalifornia niewiele różniła się od Arizony, z wyjątkiem cen benzyny, która była dużo droższa.  Wciąż otaczała nas półpustynia a upał był nieznośny.  Jechaliśmy drogami, które na mapie wyglądają jak kreski narysowane od linijki, a krajobraz wogóle się nie zmieniał.  Aż do momentu, kiedy wjechaliśmy do Joshua Tree National Park.  Tutaj nagle pojawiły się drzewa Jozuego, które tak naprawdę jest jukką a nie drzewem.  Zostały tak nazwane w XIX wieku przez Mormonów, którym powyginane "gałęzie" przypominały wzniesione ku niebu ręce proroka.  To od nich wziął swoją nazwę cały Park Narodowy, leżący na pograniczu 2 wielkich pustyń: Sonora i Mojave.

Na pierwszy rzut oka niewiele tam życia.  Oprócz drzew Jozuego tylko małe kaktusy, kępy trawy i wielkie skały.  Ale żyją tutaj gatunki charakterystyczne dla obu pustyń, i stąd bogactwo roślin i zwierząt jest ogromne.  Na przykład występuje 6 gatunków grzechotnika, choć nie udało nam się żadnego zobaczyć.  No może z wyjątkiem tego rozplaszczonego na asfalcie, ale to się nie liczy.  Pospolita jest też tarantula, dorastająca do 10 cm, czy nawet większy skorpion (15 cm).  Jak na insekty, tarantule są bardzo żywotne.  Właściwie to tylko dożywająca 20 lat samica, bo samiec często zostaje zjedzony przez samicę w czasie kopulacji.  W świecie ludzkim jest podobnie, też kobiety żyją dłużej a folgowanie popędom doprowadziło do zguby niejednego faceta!  A tak na serio, pomimo dużych rozmiarów, ukąszenia tamtejszych tarantuli czy skorpionów nie są niebezpieczne dla życia.   zdjęcia