FRANCJA 2008
NARTY W LES
DEUX ALPES I WSPINACZKA W OKOLICACH CHAMONIX
(styczeń 2008)
zdjęcia
O godzinę drogi (70km) od Grenoble znajduje się ośrodek
narciarski Les Deux Alpes. Rozbudowana sieć
wyciągów i kolejka funikularna wynosi amatorów
białego szaleństwa z wysokości 1300m do 3600m, gdzie wiele
osób wjeżdża głównie po to, by podziwiać
przepiękną panoramę Alp, sięgającą aż po Mont Blanc.
Kilkadziesiąt tras zjazdowych o różnych stopniach
trudności to gwarancja, że każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Snowpark, nieograniczone możliwości
off piste
oraz
przystępne jak na Alpy ceny przyciągają głównie młodych
ludzi.
Statystyki mówią same za siebie:
- 51 wyciągów i kolejek
- 100 tras o łącznej długości 225km, w tym 13 czarnych, 19 czerwonych,
47 niebieskich i 21 zielonych.
W tym roku przeprosiłem narty. Nauka jazdy na snowboardzie w
2006 była
ciekawym, ale bolesnym doświadczeniem. Każdy upadek odczułem
tak, jakby mi ktoś dał kopa w tyłek butem narciarskim!
I nie mówię tu i kopnięciu jakiejś wątłej
nastolatki! O przewadze nart stanowią też inne
szczegóły, np. nie trzeba odpinać buta za każdym razem,
kiedy się zatrzymamy na płaskim kawałku trasy, wystarczy odepchnąć się
kijkami.
Mieszkaliśmy w 2 wynajętych, małych apartamentach, po 4 osoby w każdym.
Już w pierwszy dzień zdarzył się wypadek. Ktoś
wjechał w Stefana i poobijał go tak, że resztę wakacji spędził w
mieszkaniu z ręką na temblaku. Następnego dnia było jeszcze
gorzej. Również jeżdżący na snowboardzie Ben
nieudanie wyskoczył na skoczni i spadł z jakiś 3m na tyłek.
Został zwieziony helikopterem na prześwietlenie,
które na szczęście nie wykazało złamania. Ale nie
chciałbym być na jego miejscu - czekają go 3 miesiące w pozycji leżącej
lub stojącej, bo uraz nie pozwala mu siadać. Szczęśliwie
kolejne 4 dni nie przyniosły żadnych wypadków, tylko piękna,
słoneczną pogodę.
Chamonix - Lodowiec Argentiere
Ponieważ byłem już tak blisko, skorzystałem z okazji i pojechałem do
Chamonix, francuskiej stolicy sportów zimowych.
To niesamowicie turystyczne miasteczko, położone u
podnóża Mont Blanc 4807m, rozbrzmiewa wszystkimi
ważniejszymi językami Europy. Jest drogo, ale najwyraźniej
magia najwyższej alpejskiej góry działa.
Wkrótce po przyjeździe wyruszyłem w góry wraz z
Kolumbijczykiem Douglasem, poznanym w czasie ostatniej
podróży. W pierwszy dzień wjechaliśmy kolejką
linową na szczyt Aig. des Grands Montets 3295m. Widoczność
sięgała zaledwie 50m a było już późno, więc zdecydowaliśmy
przenocować w ogrzewanych toaletach, oczywiście za zgodą menadżera.
Aby zabić trochę czasu, poszliśmy wypróbować piłę
do cięcia śniegu. Ja wycinałem spore bloczki, a Douglas
układał z nich ściany. Po 2 godzinach powstała głęboka na
metr jama otoczona jeszcze wyższym murem. Wtedy zakiełkował w
mojej głowie szalony pomysł, żeby spędzić tam noc. Wyciąłem
do tego celu poziomą wnękę, rozłożyłem materac i śpiwór.
Pomimo -15°C to nie temperatura była największym
problemem.
Najgorszy był niesiony wiatrem śnieg, który padał
mi na twarz, nie pozwalając zasnąć. Nie była to oczywiście
najwygodniejsza noc życia, ale taka okazja do przetestowania sprzętu i
wytrzymałości nie zdarza się często!
Kiedy obudziłem się rano, pierwsze promienie słońca oświetlały już
okoliczne szczyty, w krótko potem gęste chmury zalegające w
dolinach. Zaczęli pojawiać się pierwsi narciarze, więc
zjedliśmy szybko śniadanie i wyruszyliśmy w drogę. Naszym
celem było schronisko Argentiere stojące po drugiej stronie lodowca o
tej samej nazwie. Doszliśmy tam bez problemu, podziwiając
potężne ściany skał zamykających dolinę. Tylko dół
schroniska jest otwarty zimą. W środku kilka pokoi z
łóżkami piętrowymi, koce i poduszki.
Oprócz tego jadalnia i prymitywne toalety.
Brak prądu i ogrzewania dokucza wieczorami, kiedy temperatura
spada do -5C i najlepsze, co można zrobić, to zaszyć się w
śpiwór.
6.30 rano. Budzik rzęzi dziwnie, chyba zamarzł.
Wiem, że muszę wstać, ale próbuję odsunąć tą
chwilę jak najdalej. W końcu otwieram śpiwór
zgrzytając zębami, ubieram naprędce wszystko, co mam pod ręką i dużymi
krokami zmierzam do toalety. Otwieram drzwi i widzę....
Nic. Biało, mgła i śnieg. Z jednej strony
zawód, a z drugiej ulga. Bez wyrzutów
sumienia można wracać do ciepłego śpiworka. Mieliśmy dziś
zdobywać Aig. d'Argentiere ale góra nie zając, nie ucieknie.
Byłem przygotowany na taką ewentualność. Po drodze
zapamiętałem kilka miejsc, gdzie lodowiec popękał tworząc kilkumetrowe
ściany, idealne do ćwiczeń. Cały dzień zmagaliśmy się z
lodem,
dziurawiąc go rakami i czekanami bez litości. Wieczorem
topienie śniegu na wodę, zasłużona kolacja i spać.
Następnego dnia wygramoliłem się z łóżka bez entuzjazmu,
jakby przeczuwając złą pogodę. Przez noc nasypało z
pół metra śniegu i nie pozostawało nic innego, jak ponownie
zadowolić się ćwiczeniami na lodowcu. Samo dotarcie do niego
dało mi w kość, bo idąc pierwszy musiałem przedzierać się przez zaspy
do pasa. Łydki obolałe po wyczynach dnia poprzedniego szybko
odmawiały posłuszeństwa, ale trening był udany. Bo zawiązać
węzeł czy asekurować partnera w trudnych warunkach zimowych, w grubych
rękawiczkach, to nie to samo co latem. Taki sprawdzian na
pewno był nam potrzebny.
Do schroniska przyszło 2 alpinistów z Holandii.
Właściwie to nie wiem po co bo, jak twierdzili, prognoza była
niesprzyjająca i już następnego dnia wracali do Chamonix. Po
takich opadach śniegu zagrożenie lawinowe było duże i chcąc nie chcąc,
też musieliśmy pakować manatki. Należało poczekać na stabilna
pogodę. Bo następnym celem będzie dach Europy, czyli sama
Mont Blanc!
zdjęcia