EKWADOR
TARG W
OTAVALO ORAZ ZDOBYCIE WULKANU COTOPAXI 5897m (czerwiec 2007)
zdjęcia
Przepiękny,
ośnieżony stożek Cotopaxi,
drugiego co do wysokości szczyt Ekwadoru, jest widoczny już z daleka.
Oczywiście tylko w bezchmurne dni. Byłem właśnie w
Quito, stolicy
Ekwadoru. Obudziłem się w hotelowym pokoju i nawet bez
otwierania oczu
wiedziałem, że świeci słońce. W głowie zaroiło mi się od
pomysłów jak
najlepiej wykorzystać dobrą pogodę. Jeden z nich był nie do
pobicia -
zdobyć Cotopaxi. Wypożyczyłem czekan, kupiłem jedzenie i
pojechałem
autobusem do miasteczka Lasso. Kiedy wysiadałem, kierowca
wskazał na
sznur samochodów terenowych i powiedział: "za $8 zawiozą cię
do schroniska
pod Cotopaxi". Ucieszyłem się, ale radość nie trwała długo.
Okazało się, że zawiozą, ale tylko do bramy Parku Narodowego,
a stamtąd
jeszcze 25km do schroniska!
Złapałem autobus z powrotem w stronę Quito, aby podjechać te parę
kilometrów do
skrzyżowania.
-ile płacę?, pytam.
-50 centów, mówi chłopaczek.
-jak to 50 centów, przecież to 5 minut drogi!
-płaci się od przystanku, odpowiada bezczelnie.
Nic mnie tak nie denerwuje jak to, że Gringo (obcokrajowiec) płaci
podwójnie.
Wszystkim tutaj wydaje się, że każdy biały to bogacz i
powinien płacić
więcej, bo ma za dużo.
-to ja wysiadam, mówię zdenerwowany.
-a ile zapłacisz?, pyta gnojek.
-20 centów, nie więcej.
Dałem mu 50 centów, wydał 25... No niech już mu
będzie. Nie chodzi mi
o drobne, tylko o zasady. Wysiadłem na skrzyżowaniu,
zacisnąłem pas
plecaka i ruszyłem w długą drogę. Nerwowo obliczałem czas i
moje
możliwości. Miałem do przejścia 32km tylko do schroniska, a
tam dopiero
zaczyna się wspinaczka. "Będzie ciężko", myślałem.
Czułem
się dobrze i wierzyłem we własne siły. Po kilku kilometrach
zatrzymał się
samochód wracający z Parku i kierowca zaoferował swoje
serwisy. Po
krótkich negocjacjach zgodził się zawieść mnie do jeziora
Limpioponga u podnóża
Cotopaxi za $15. Teraz wiem, że gdyby nie on, nie miałbym
nawet szans na
zdobycie wulkanu tej samej nocy.
Robiło się późno, ciepłe promienie zachodzącego słońca
oświetlały potężny
stożek Cotopaxi. Piękny, niezapomniany widok.
Wysiadłem i poczułem
chłód. Była dokładnie 17.00. Zimny wiatr
smagał bezdrzewną okolicę
i przeganiał resztki chmur zalegających na pobliskich
górach.
Przebrałem
się i ruszyłem przed siebie. Szybko zrobiło się zupełnie
ciemno, a wiatr stawał
się coraz silniejszy. Zacząłem zdawać sobie sprawę, że jeśli
już na 4000m
ubrałem wszystko, co miałem, to co ubiorę na 5000m, gdzie będzie o
wiele
zimniej?
W złym humorze dotarłem do schroniska tuż po 23.00. O
północy zaczęli się
kręcić ludzie, przygotowując się do wspinaczki. Wszyscy
przyjeżdżają prawie pod
schronisko samochodem i śpią kilka godzin. Ja miałem już za
sobą 6 godzin
marszu. Zagadałem coś po angielsku, odburknęli niewyraźnie.
Z
nikim więcej nie rozmawiałem. Zagrzałem wody, zjadłem, i
przyglądałem się
jak kilkanaście osób przygotowuje liny, ubiera plastikowe
buty i puchowe
kurtki. Zdałem sobie sprawę, że byłem zupełnie
nieprzygotowany, i wpadłem w panikę. "Zamarznę tam na
górze", pomyślałem.
Zrobiłem co mogłem, to znaczy napchałem w spodnie papieru i
wszystko co miałem
zbędne w plecaku. Oby tylko powstrzymać ten wiatr.
Buty owinąłem w reklamówki,
założyłem raki i o 1 rano wyszedłem ze schroniska, tuż za jedną z grup.
Drobny deszcz zaczął przemaczać mi spodnie, ale na szczęście szybko
przemienił
się w śnieg. Pierwsze kilkaset metrów było w
porządku. Wiedziałem,
że za mną idą 2 grupy, więc nie byłem ostatni. Ale kiedy
obejrzałem się,
nie było żadnych latarek. Widać zrezygnowali i
wrócili do schroniska.
A więc byłem ostatni. Szedłem powoli, zasłaniając
twarz opaską i
mozolnie wspinając się w górę. Odpoczywałem często
i
spoglądałem na wysokościomierz.
Robiłem 15 - 20 metrów pomiędzy przystankami, a
wydawało mi się, jakby to było
co najmniej ze 100. Wątpiłem w powodzenie tej wyprawy,
chciałem tylko dojść
jak najdalej.
Nagle zauważyłem, że niebo na wschodzie zaczyna zmieniać kolor.
Więc za godzinę
nie będę musiał się martwić o zimno. Z trudem piąłem się w
górę, mijając
kilkunastometrowe górki lodu o pięknych kształtach.
Jeszcze 300m.
Pierwsze promienie słońca oświetliły chmury przykrywające
niższe góry niczym dywan. Wiatr
wciąż wiał
jak szalony, zamrażając każdy odsłonięty centymetr kwadratowy
skóry.
Z góry
schodziło kilka osób, które już osiągnęły szczyt.
"Dawaj, jeszcze
tylko kawałek!" krzyknął jeden z nich. Ale już nie mogłem.
Nogi miałem jak z waty, byłem po prostu wykończony.
Odpoczywałem długo.
Jednak ten fakt, że byłem już tak blisko, dodał mi sił.
Powoli,
krok po kroku, pokonałem ostatnie strome podejście i już po prawie
płaskim, zlodowaciałym
śniegu o dziwacznych kształtach doszedłem do szczytu, 5897m!
Przywitało
mnie tam 2 chłopaków, którzy byli przede mną, ale
ja nie miałem sił nawet na uśmiech.
Dopiero po krótkim odpoczynku zrobiliśmy zdjęcia i
rozpoczęliśmy zejście.
Wiem dobrze, że zejście potrafi być o wiele bardziej
niebezpieczne, ze względu
na zmęczenie i rozluźnienie po osiągnięciu celu.
Oni szybko zniknęli a ja odpoczywałem co 20 metrów.
W głowie miałem tylko
jedną myśl: "musze jak najszybciej zejść poniżej 5000m",
ale nogi po prostu odmawiały mi posłuszeństwa. Ta
męczarnia trwała
kilka godzin. Plątały mi się nogi ale w końcu dotarłem do
schroniska.
Zjadłem, popiłem gorąca wodą i zrobiło mi się lepiej.
Następne 3
godziny schodziłem w dół w okolice jeziora. O
13.00 przejeżdżał jakiś samochód
i zatrzymał się. To ten sam facet, który mnie
przywiózł dzień wcześniej!
Widać musiałem być w opłakanym stanie, bo od razu
zaproponował, że zabierze
mnie z powrotem, gratis. Pożaliłem się, że Gringo płaci
zawsze
podwójnie,
i za przykład podałem wczorajszy autobus. I okazało się, że
faktycznie płaci
się od przystanku, i 50 centów to normalna cena!
Żal mi się zrobiło
biednego chłopaczka, jednak uczciwy się okazał.
Patrzałem przez okno na gigantyczny wulkan Cotopaxi i zdałem sobie
sprawę, że właśnie
spędziłem 20 godzin maszerując i wspinając się na jego śnieżnobiały
szczyt.
Przemożne uczucie satysfakcji usprawiedliwiało ten ogromny
wysiłek, do którego
zmusiłem moje słabe ciało. Zapewne nie ostatni
raz...
zdjęcia