LAOS
PLEMIONA AKHA DZIEŃ 4. LUANG PRABANG (grudzień 2009)
zdjęcia
Nadszedł ostatni dzień trekkingu. Pożegnanie z goszczącą nas rodziną i
bardzo wczesny wymarsz, bo miał to być nasz najtrudniejszy dzień.
Musieliśmy podejść do przełęczy o wysokości 1650m, co bardzo dało mi w
kość. Grypa nie chciała odpuścić, a plecak wydawał się ważyć nie 20,
ale 40 kilogramów. Nie było jednak wyjścia - musiałem
dreptać po górę. Ostatni odcinek do przełęczy to była nowa
droga, ukończona dopiero miesiąc wcześniej. Nie była asfaltowa, ale
była poważnym zagrożeniem dla plemion Akha żyjących w okolicy. Bo oni
wciąż muszą chodzić do miasta na nogach i droga jest dla nich
niewielkim ułatwieniem. Natomiast mieszkańcy miasta mają motory i mogą
przyjechać na polowanie w tereny, które wcześniej były
niedostępne. Widzieliśmy około dziesięciu motorów w lesie
przy drodze. Po południu jeden z nich wracał z upolowaną dziką świnią.
Intruzi mają jeszcze jedną przewagę - celną broń palną. Akha sami robią
strzelby i domyślam się, że niełatwo jest coś ustrzelić tak
prymitywną bronią.
Tamtego dnia doszliśmy do Muang Long i zakończyliśmy ten wspaniały,
czterodniowy trekking. Kosztował $226, więc nie był tani. Vongsay do samego końca pozostał wesoły, a w
samym mieście wydawał się wszystkich znać. Razem poszukaliśmy noclegu,
a następnego dnia pojechaliśmy małym autobusem do Luang Nam Tha.
Początkowo droga była w fatalnym stanie. Błoto rozjeżdżone w porze
deszczowej było teraz twarde jak kamień, więc autobus podskakiwał na
dziurach i dołach jak szalony. Po długich męczarniach dojechaliśmy do
Luang Nam Tha. Stamtąd Vongsay pojechał do miejsca, gdzie rozpoczęliśmy
trekking, czyli Vieng Phukha, a my kontynuowaliśmy podróż aż
do Luang Prabang.
Luang Prabang
Dawna stolica Królestwa Laosu (do 1975r) jest najbardziej
turystycznym miejscem kraju. Dla wielu turystów zobaczyć
Kambodżę to znaczy pojechać do Angkoru, a zobaczyć Laos to znaczy
pojechać do Luang Prabang. Stąd miasto pełne jest turystów w
różnym wieku, z różnych krajów i o różnej
grubości portfela. Mieliśmy nawet problem ze znalezieniem noclegu, co
nie zdarzyło nam się nigdzie indziej w czasie tej dwumiesięcznej
podróży. Luang Prabang okazał się bardzo ładnie położonym,
spokojnym miastem. Architektura kolonialna i buddyjskie świątynie
nadają miastu szczególnego uroku, przez co znalazło ono się na
liście Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Przewodniki piszą o
nim w samych superlatywach i być może dlatego byliśmy trochę zawiedzeni
tym, co zobaczyliśmy. Spodziewaliśmy się czegoś, co powali nas na
kolana. To właśnie te wygórowane oczekiwania sprawiły, że Luang
Prabang nie zrobił na nas zbyt dużego wrażenia.