Antarktyda
Mapa
Film 2015>>>
Film 2018>>>
PORTAL POINT (listopad 2015)
zdjęcia
Choć cały rejs trwał 11 dni, połowa tego czasu przypadała na
dopłynięcie do Antarktyki i powrót. Pierwsze zejście na ląd mieliśmy
dopiero trzeciego dnia po południu na Szetlandach Południowych. Choć
wtedy byliśmy już w Antarktyce, to jednak najbardziej wyczekiwanym
momentem
było postawienie stopy na kontynencie, a nie na wyspach. Załoga statku
dobrze o tym wie i nie daje zbyt długo czekać. Tym bardziej, że warunki
pogodowe cały czas się zmieniają i jeśli są dobre, to trzeba korzystać.
Muszę tutaj zaznaczyć, że choć Antarktyda jako całość jest pustynią o
najmniejszych opadach ze wszystkich kontynentów, to sam Półwysep
Antarktyczny (miejsce zwykle odwiedzane przez turystów) charakteryzuje
się dużym zachmurzeniem i łagodnym klimatem. Pisząc "łagodnym" mam na
myśli dodatnie temperatury w czasie lata. Dlatego też najniżasza
temperatura, jakiej doświadczyłem w czasie tej wyprawy to było -6° C.
Oczywiście odczuwalna temperatura była niższa ze względu na
wiatr. Jednak każdy, kto przeżył zimę w Polsce, bez problemu przeżyje
lato a nawet wiosnę na Półwyspie Antarktycznym.
Dzień 4. Portal Point
Pierwsze lądowanie na kontynencie okazało się również najbardziej
widokowe. W programie rejsu mieliśmy co prawda miejsca jeszcze bardziej
spektakularne, ale tam niestety nie było dobrej pogody. Już w drodze ze
statku na ląd widać było, że Portal Point będzie miejscem wyjątkowym.
Zodiaki krążyły pomiędzy górami lodowymi i różnej wielkości bryłami
lodu, które stanowiły przeszkodę w dopłynięciu do brzegu. Wszyscy
jednak dotarli do kamienistej plaży i po wyjściu od razu ruszyli pod
górę. Mając do dyspozycji 2 godziny, mogliśmy wejść na dwa niewielkie
wzgórza i stamtąd podziwiać widoki. Nie było wiatru i było dość ciepło.
Śnieg się topił, więc temperatura musiała być dodatnia. Wszyscy
pasażerowie statku rozeszli się po okolicy i zajęli się robieniem
zdjęć. Ten, kto skończył, mógł zejść do brzegu i popłynąć zodiakiem na
przejażdżkę po okolicy. Kiedy czekałem na kolejną łódź, zobaczyłem
grupkę pięciu pingwinów białobrewych. Przyglądały się ciekawie i chyba
doszły do wniosku, że są bezpieczne, bo zaczęły podchodzić bliżej.
Nasze siły były równe, 5 pingwinów na 5 turystów. To im dodało pewności
siebie, były przecież na swoim terenie. Jeden pingwin, wyraźnie
najodważniejszy, podszedł na wyciągnięcie ręki do Hiszpana w żółtej
kurtce i obejrzał go dokładnie. Z tyłu przyglądała się reszta grupy.
Pospacerowały tu i tam, pozwoliły nam na robienie zdjęć z bliskiej
odległości i na koniec podreptały w swoją stronę. To było niezapomniane
spotkanie!
Powrót na statek został poprzedzony zwiedzaniem
zatoki. Z perspektywy łodzi wszystko wygląda zupełnie inaczej, niż z
góry. Mogliśmy z bliska obejrzeć wspaniałe góry lodowe o
najróżniejszych kształtach. W Antarktyce dominują 3 kolory: biały,
szary i niebieski. Ten ostatni pojawia się jednak dopiero wtedy, gdy
z bliska oglądamy góry lodowe pływające w krystalicznych wodach
antarktycznych. Niebieski lód powstaje w głębokich warstwach lodowców,
gdzie panuje ogromne ciśnienie. W procesie trwającym wiele lat formuje
się lód pozbawiony elementów rozpraszających światło, takich jak
pęcherzyki powietrza. Ale nawet biały lód pod wodą przybiera kolor
niebieski, bo czerwone spektrum
światła jest pochłaniane przez wodę w pierwszej kolejności. Niebieskie
fale docierają głębiej. Aby sfotografować to, co jest
pod wodą,
najlepiej używać filtra polaryzacyjnego, który niweluje
odbicie
światła na powierzchni wody. Wtedy bardzo dobrze widać, że większa
część góry lodowej znajduje się pod wodą. Zazwyczaj tylko 1/10 lodu
wystaje ponad powierzchnię, reszta jest schowana pod wodą. Dopiero gdy
podpłyniemy blisko góry lodowej, naszym oczom ukazuje się błękit
podwodnego lodu. W Portal Point właśnie to najbardziej utkwiło
mi
w pamięci.