www.mariusztravel.com logo



EGIPT 2010

OAZA SIWA (listopad 2010)   zdjęcia

Dworzec autobusowy Gateway w Kairze to raczej wielka i nowoczesna, aczkolwiek pusta galeria handlowa. Od niedawna uruchomiono nocny autobus bezpośrednio do oazy Siwa w pobliżu granicy z Libią. Czas podróży to około 10 godzin i rano powinniśmy być na miejscu. Jednak już na starcie było ponad godzinne opóźnienie. Potem korek z powodu płonących samochodów na autostradzie do Aleksandrii. Wyglądało na to, że osobowy wjechał w ciężarówkę i się zapalił. Następnie o północy postój z niewiadomych powodów. Może kierowca odpoczywa? Nie, chyba coś innego, bo cała autostrada zamieniła się w parking. Może to ta gęsta mgła? Chyba też nie, bo już zrobiło się widno a wciąż stoimy! Ruszyliśmy dopiero o 9.30 rano i do Siwa zajechaliśmy późnym popołudniem. Jak się okazało, policja wstrzymała ruch jednak ze względu na ograniczającą widoczność mgłę, a my straciliśmy cały dzień.

Pierwszy dzień w Siwa

Miasto Marsa Matruh nad Morzem Śródziemnym i oazę Siwa łączy asfaltowa droga. 300 bardzo nudnych kilometrów. Za oknami kamienista i płaska jak stół pustynia. Aż do momentu, gdy nagle pojawia się zieleń w postaci setek tysięcy palm daktylowych i drzew oliwnych. Widać to dobrze ze szczytu twierdzy Szali, znajdującej się w samym środku Siwa. Poszliśmy tam zaraz po przyjeździe. Pięciopiętrowa twierdza była zbudowana w XIII wieku z cegły mułowej oraz kamieni i kawałków soli. Szali przetrwała setki lat aż do momentu, kiedy w 1926r trzydniowa ulewa spowodowała wiele zniszczeń. Mieszkańcy zaczęli przeprowadzać się nowych domów poniżej wzgórza. Obecnie ruiny są w niektórych miejscach naprawiane, ale wciąż można po nich chodzić praktycznie bez ograniczeń. Z góry rozpościera się wspaniały widok na całą okolicę. Widać miasto, wzgórza z wejściami do grobowców, tysiące drzew palmowych, słone jezioro i w oddali wydmy Wielkiego Morza Piaskowego. Oaza ma aż 80km długości i 20km szerokości. Ponad 200 źródeł czystej wody od tysięcy lat podtrzymuje tutaj  życie. Niedawno w okolicy znaleziono najstarszy na świecie odcisk stopy ludzkiej.

Oazę zamieszkuje ponad 20 tysięcy ludzi. Ich kultura różni się od reszty Egiptu, mówią też własnym językiem Siwi. Nic dziwnego, dopóki nie zbudowano drogi w latach 80', oaza była odizolowana i odwiedzana jedynie przez karawany. Zamężne kobiety poza domem noszą pełne burki. O ile mężczyźni siedzą na krawężnikach rozmawiając, o tyle kobiety zawsze gdzieś idą lub jadą. Środkiem lokomocji często jest bryczka i osioł, przy czym powozi zawsze mężczyzna lub chłopiec. W ogóle to trzeba przyznać Arabom, że nieźle to wymyślili. Kobiety muzułmańskie mają być skromne, zakrywać się od stóp do głów pomimo upałów i trzymać się z dala od obcych mężczyzn. Do tego w Egipcie prawie wszystkie są obrzezane, żeby się któraś przypadkiem nie podnieciła. Natomiast ich mężowie gapią się na turystki jakby chcieli je wzrokiem rozebrać, choć Koran tego zabrania. Być może uważają, że te zasady nie dotyczą kobiet niewiernych? A jeśli już poruszam tematy damsko - męskie, to ciekawostką jest, że w Siwa jeszcze 100 lat temu na porządku dziennym były sprawy męsko - męskie. Młodzi mężczyźni spędzali noce poza murami Szali, pełniąc coś w rodzaju warty. Byli znani nie tylko z odwagi, ale też ze związków homoseksualnych oraz zamiłowania do wina palmowego i muzyki. Obecni mieszkańcy oazy stanowczo zaprzeczają i twierdzą, że żadnych gejów u nich nie było i nie ma. Przypomina mi się wystąpienie prezydenta Iranu na nowojorskim uniwersytecie w 2007 roku. Powiedział wtedy: "my w Iranie nie mamy homoseksualistów tak jak wy na Zachodzie. U nas nie ma takich ludzi". No tak, a Kopernik była kobietą!

Rowerem po oazie

Nie ma lepszego sposobu na zwiedzanie Siwa niż jazda rowerem. Ciekawe miejsca znajdują się nie dalej jak kilka kilometrów od miasta. Wieczorem wypożyczyliśmy 2 rowery za 30 funtów, a rano wyruszyliśmy do Fatnis, nazywaną też Wyspą Fantazji. Było dość zimno i po raz pierwszy w Egipcie zatęskniliśmy za słońcem. Świeciło coraz mocniej, ale my jechaliśmy w cieniu palm daktylowych. Kiedy szutrowa droga wyprowadziła nas na otwarty teren, zobaczyliśmy słone jezioro Siwa. Przy brzegu bardzo płytkie, ale nie radziłbym wchodzić. Na dnie zalega gruba warstwa spękanego mułu. Na Wyspę Fantazji prowadzi grobla, kiedyś otoczona wodą, a teraz bagnem, bo poziom wody obniżył się w ostatnich latach. Atrakcją "wyspy" jest kilkumetrowy, okrągły basen, położony wśród wysokich palm. Wybija tam gorące źródło i woda ma temperaturę prawie taką, jak temperatura ciała. Jak pisałem, tubylcy są bardzo konserwatywni i kobiety nie powinny kąpać się w dzień. A jeśli już, to tylko w ubraniu.

Kolejnym punktem programu była wyrocznia Amona. Musieliśmy wrócić do miasta i pojechać w drugą stronę, gdzie ruch na szutrowej drodze był większy. Przez jakiś czas jechaliśmy za bryczką, na której siedziało 5 kobiet. Wszystkie ubrane na czarno, z całkowicie zasłoniętymi twarzami. Czułem na sobie ich wzrok i próbowałem odgadnąć, jak wyglądają i co o nas myślą. Sądząc po drobnej budowie, musiały być młode. Czy zazdrościły Eli, że ma tyle swobody? Że jedzie na rowerze i czuje wiatr we włosach? A może gardzą kobietami z Zachodu, których skąpy (w ich mniemaniu) ubiór przyciąga wzrok pobożnych wyznawców Allaha? Na te pytania nigdy nie poznałem odpowiedzi.

Tymczasem podjechaliśmy do wyroczni. Jest to świątynia wybudowana w skale 600 lat przed Chrystusem i poświęcona Amonowi. W przeszłości miała tak duże znaczenie, że władcy ówczesnego świata, np. Aleksander Wielki, przyjeżdżali do niej po porady i przepowiednie. Inni próbowali ją zniszczyć, np. perski król Kambyzes. W tym celu wysłał liczącą 50 tysięcy ludzi armię, która nigdy nie dotarła do Siwa. Po prostu ślad po niej zaginął. Przyczyną była prawdopodobnie niezwykle silna burza piaskowa. Do tej pory nie udało się odnaleźć wielkiej armii, choć od czasu do czasu ktoś ogłasza wielkie odkrycie, które potem nie zostaje potwierdzone. Niedaleko od wyroczni znajdują się ruiny świątyni Umm Ubayd. Do naszych czasów przetrwała tylko kupa gruzu i kawałek ściany z reliefami. Świątynia została wysadzona w powietrze pod koniec XIX wieku, kiedy potrzebowano materiału do budowy meczetu i budynku dla policji. Jadąc dalej, dotarliśmy do źródła Kleopatry. Jest podobne do tego na Wyspie Fantazji, tylko dużo większe, głębsze i częściej odwiedzane.

Wielkie Morze Piasku

Popołudnie mieliśmy zarezerwowane na wycieczkę dżipem po wielkich wydmach położonych na zachód od Siwa. Tą część Pustyni Libijskiej nazywa się także "Wielkim Morzem Piasku". My oglądaliśmy tylko jego brzegi, bo penetracja tego niegościnnego terenu wymaga prawdziwej, kosztownej i czasochłonnej ekspedycji. Mówimy tutaj o setkach kilometrów i najdłuższych wydmach świata. Toyota, którą jechaliśmy, na pewno się do tego nie nadawała. Przed wjechaniem na piasek kierowca wypuścił trochę powietrza z kół, a potem nacisnął na gaz i w drogę! Pokonywaliśmy kolejne wydmy z taką szybkością, że samochód tracił kontakt z podłożem. Czasami podskakiwał tak wysoko, że moja głowa witała się z dachem. Dziewczyny piszczały z zadowolenia i panowała ogólna radość. Zatrzymaliśmy się na wysokiej, stromej wydmie, gdzie mieliśmy uprawiać sport. Chodziło o sandboarding, czyli zjeżdżanie na desce. Muszę tutaj wyjaśnić, że w grupie mieliśmy młodą i atrakcyjną Ukrainkę oraz pewnego siebie Syryjczyka, który naturalnie chciał jej zaimponować. Finał jego wyczynów był taki, że chłopak złamał rękę i musieliśmy zawieźć go do Siwa. Ponieważ szpital był otwarty tylko do 14.00, kierowca pojechał do "lekarza". Aby zobaczyć, jak wyglądał jego gabinet lekarski, odsyłam do zdjęć. A "lekarz", pomimo prymitywnych warunków i nie budzącego zaufania wyglądu, bardzo dobrze dawał sobie radę. Zbadał kości, nasmarował maścią i za pomocą wystruganych z drewna patyków unieruchomił rękę.

Zanim wróciliśmy na Morze Piasku, oczywiście bez Syryjczyka, było już późno. Po zachodzie słońca, kiedy zrobiło się zimno, wskoczyliśmy do gorącego źródła Bir Wahed. Jest to mała plamka zieleni otoczona bezkresną pustynią, gdzie wybija jedno ciepłe i jedno zimne źródło.  Dookoła tego ciepłego zbudowany jest basen. Tutaj kobiety mogą się kąpać w strojach kąpielowych. Kiedy nasze dziewczyny wychodziły z wody, kierowca potraktował to jako prywatny show i gapił się z takim pożądaniem, że chyba pójdzie za to prosto do piekła. Odwiedziliśmy jeszcze jedno malownicze jeziorko a także miejsce, gdzie można oglądać skamieniałości. Są one jakby zatopione w skalistym podłożu, częściowo wydłubane przez turystów. Droga powrotna przebiegała niemal w ciemności, a samochód nie miał świateł. Kierowca nic sobie z tego nie robił i jechał jak w dzień. A pewnym momencie nacisnął guzik i okazało się, że światła są. Nie wiem, dlaczego prowadził po ciemku, ale Egipcjanie mają taki zwyczaj. W miastach połowa aut nie używa świateł. Zapalają je wtedy, gdy coś nadjeżdża albo żeby zejść im z drogi. Podobnie klakson, naciskają go aby poinformować, że jadą. Co kraj, to obyczaj!