AZJA POŁUDNIOWO-WSCHODNIA 2009-10
KAMBODŻA. PHNOM PENH (grudzień 2009)
zdjęcia
Stolica Kambodży, jak to często bywa, jest najludniejszym miastem kraju
(1 milion). Obawialiśmy się trochę o bezpieczeństwo, ale jak się
okazało, zupełnie niepotrzebnie. Gdy tylko wysiedliśmy z autobusu, od
razu zaatakowali nas tubylcy. "Sir, tuk-tuk?" - mówili
wszyscy na raz. Nie zwracałem na nich uwagi, odebrałem plecak,
zorientowałem się gdzie jesteśmy. W końcu musieliśmy pojechać
tuk-tukiem, bo za daleko na nogach. Jeden kierowca, mały grubasek o
pogodnym usposobieniu, przyczepił się do nas jak rzep do psiego ogona.
I wygrał. Zabrał nas do "OK Guesthouse", który był
rekomendowany przez Lonely Planet. Wszystkie tuk-tuki chciały nas tam
zabrać, widać mają z tego prowizję. Nie było to złe miejsce, ale
mieliśmy wrażenie, że jesteśmy w mrowisku, w które ktoś
właśnie wetknął kij. Wolałbym jednak spokojniejsze miejsce.
Pałac Królewski
Jak na Kambodżę, wstęp nie jest tani (ponad $6). Jednak są takie
miejsca, które po prostu trzeba zobaczyć. Cały kompleks jest
ogromny, ale tylko część można zwiedzać, bo jest to oficjalna
rezydencja króla Sihamoni. Wewnątrz murów
pałacowych znajduje się jakby inny świat. Wszystko takie ładne,
zadbane i eleganckie. Co prawda chodząc ulicami Phnom Penh często
widzieliśmy oznaki luksusu, czyli wypasione bryki (tak się teraz
mówi, prawda?) terenowe, o jakich mało kto w Polsce może
pomarzyć, ale nie można tego porównać do Pałacu
Królewskiego. Wszak tutaj znajduje się Srebrna Pagoda! Jej
podłoga jest wyłożona płytami ze srebra o wadze pięciu ton. Jakby tego
było mało, na pozłacanym podwyższeniu znajduje się kryształowy Budda,
potocznie zwany "Szmaragdowym Buddą". Ale to nie wszystko, bo jest
jeszcze naturalnej wielkości wizerunek Buddy. 90 kilogramów
szczerego złota i 2086 diamentów. Zawsze mnie to dziwi, że
biedne kraje gromadzą takie skarby w budowlach religijnych. Nie ma z
tego żadnego pożytku, a w Srebrnej Pagodzie na dodatek nie można robić
zdjęć. Bardzo pilnują, ale udało mi się jedno pstryknąć.
Muzeum Tuol Sleng i Pola Śmierci w Choeung Ek
Mamy w Polsce obozy koncentracyjne, ale to nie to samo. U nas obozy
zbudowali najeźdźcy, a w Kambodży to sami Khmerzy w latach 70'
wymordowali ponad 20% własnego narodu. Jak to się mogło stać? Wszystko
za sprawą Czerwonych Khmerów i ich utopijnej
ideologii.
Zakładała ona, że tylko chłopi są prawdziwą klasą pracującą, a kraj
może się bogacić dzięki produkcji rolnej. Miało powstać społeczeństwo
bezklasowe, produkujące ryż na eksport. Zlikwidowano własność prywatną,
pieniądz i transport, zamknięto szkoły, szpitale i banki. Ludność z
miast została wysiedlona na wieś, gdzie mieli być edukowani poprzez
ciężką pracę. W Phnom Penh odbyło się to tak, że ogłoszono zbliżające
się bombardowanie przez Amerykanów. Mieszkańcy w popłochu
opuścili miasto, które do końca rządów Pol Pota
zostało
niemal puste. Ludzie z miast byli elementem podejrzanym, pasożytniczym
i skazanym na zagładę. Ich racje żywnościowe były głodowe. Każdy, kto
nosił okulary czy miał zbyt delikatne dłonie trafiał do więzienia,
gdzie torturami wymuszano zeznania.
Największym z więzień
było okryte złą sławą S-21, gdzie obecnie mieści się Muzeum Tuol Sleng.
Wcześniej było to gimnazjum, które Czerwoni Khmerzy
przerobili
na więzienie. Pozostawiono je tak, jak wyglądało w chwili upadku reżimu
Pol Pota. Malutkie cele, druty kolczaste, narzędzia tortur. Przez to
miejsce przewinęło się 17 tysięcy ludzi, a przeżyło zaledwie 12
osób. 4 z nich żyją do dziś. W muzeum można obejrzeć film,
na
którym dawni oprawcy (wielu było nastolatkami) opowiadają o
tym,
co robili. Jak torturowali i zabijali. Jak się bali i musieli wykonywać
rozkazy, inaczej mogli skończyć tak, jak więźniowie. Winą za to, co się
tam działo obarczają dowództwo. Czy słusznie? Myślę, że tak.
Oto regulacje bezpieczeństwa, jakie przedstawiano nowym więźniom w S-21:
1. Musisz odpowiadać zgodnie z moimi pytaniami. Nie odwracaj
ich.
2. Nie próbuj ukrywać faktów
wymówkami, masz jasno zabronione sprzeczać się ze mną.
3. Nie bądź głupcem bo jesteś typkiem, który śmiał stać na
przeszkodzie rewolucji.
4. Musisz natychmiast odpowiadać na moje pytania bez marnowania czasu
na namyślanie się.
5. Nie mów mi ani o swoich niemoralnościach ani o istocie
rewolucji.
6. Podczas chłosty lub porażania prądem nie możesz krzyczeć.
7. Nie rób nic, siedź w miejscu i czekaj na moje rozkazy.
Jeśli nie ma żadnych rozkazów bądź cicho. Kiedy każę ci coś
zrobić masz to zrobić od razu, bez protestów.
8. Nie wymawiaj się Kampuczą w celu ukrycia sekretu lub zdrajcy.
9. Jeśli nie przestrzegasz wszystkich powyższych reguł dostaniesz
wiele, wiele batów przewodem elektrycznym.
10. Jeśli sprzeciwisz się któremukolwiek z
punktów moich regulacji, dostaniesz dziesięć
batów lub pięć porażeń prądem.
Ten,
kto przeżył przesłuchania, trafiał do Cheoung Ek. Było to miejsce
egzekucji. Strażnicy nie mogli marnować amunicji, więc prowadzili
więźniów na skraj mogiły i zabijali uderzeniem metalowego
pręta
w tył głowy. W Cheoung Ek jest 129 masowych grobów. Jest
niedawno zbudowana wieża, gdzie umieszczono ponad 5000 ludzkich czaszek
z widocznymi uszkodzeniami. Jest też drzewo, o które
roztrzaskiwano małe dzieci. Bo Czerwoni Khmerzy uważali, że trzeba
"wyrywać chwasty razem z korzeniami". Piszę o tym wszystkim na
przestrogę. Żebyśmy pamiętali. Żeby już nigdy więcej się to nie
powtórzyło.